piątek, 28 czerwca 2013

Harce przy latarce, czyli wspomaganie rozwoju mowy u małego dziecka.

Tygrys kiedy miał 10 miesięcy i 14 dni zadał swoje pierwsze pytanie "Gdzie pika?" i  od tamtego czasu buzia mu się nie zamyka. W drugim roku życia "kolekcjonował słowa" wystarczyło powiedziec przy nim jakiś wyraz, a on go zapamiętywał.

Z Szarańczem natomiast sprawa miała się zupełnie odwrotnie, za dużo nie gaworzył, był raczej z tych cichych dzieci, które zajmują się same sobą.
Pojawiło się gdzieś w okolicach pierwszych urodzin słowo mama, tata... Już prawie zapisałam nas na badanie słuchu w Kajetanach

Każdy specjalista powie że dzieci rozwijają się różnie i trzeba czekać. Dobry powie, że jeśli dziecko rozumie polecenia (oczywiście dostosowane do jego wieku) nie mamy się jeszcze czym martwić i żeby sprawdzić słuch czy nie ma płynu w uszach, czy trzeci migadał nie przyrośnięty... i ja się pod tym podpisuje wszystkimi kończynami, ale...

Szarańcz nie gadał i ten jego brak komunikacji strasznie nas i jego męczył, Szczypał i gryzł wszystkich, bo nie potrafił w inny sposób przekazać komunikatu- tak sobie to tłumaczę :) Jednocześnie nie był zainteresowany konwencjonalną nauką mówienia tak jakby nie kumał, że przedmioty mają nazwy.

Na pomoc zupełnie przypadkiem przyszła metoda werbotonalna o której nie będe się rozpisywała. Można o niej przeczytać tu KLIK, oraz tu KLIK.
Chcę zaznaczyć, że nie szukałam metody wspomagającej po prostu w ramach studiów podyplomowych zdobywałam I stopień wtajemniczenia i na Szarańczu utrwalałam sobie wiedzę z zajęć.

Już po pierwszym utrwalaniu widać było eksplozję werbalną pojawiło się dużo dźwięków- głównie pojedyńczych głosek. Troszkę nowych słów... był lipiec i Szarańcz miał 18 miesięcy. Było lepiej, ale dalej nie mówił, tylko "bulgotał"

A w grudniu dziadkowie kupili chłopakom coś takiego:
 Jest to latarka- kręcąc korbką ładujemy baterie i sprawiamy, że latarka świeci.
 Dość szybko okazało się, że latarką najfajnie świeci się w łazience.
Siedząc kolejną godzinę w ciemnej łazience (ostatni miesiąc ciąży- nie było wygodnie) wpadłam na pomysł żeby poświecić na przedmiot i nazwać go.

Najpierw świeciłam i nazywałam,
później podawałam nazwę, a zadaniem Szarańcza było odnalezienie przedmiotu,
a na koniec świeciłam na przedmiot i pytałam się jak on się nazywa (na początku odpowiadał Tygrys, a Szarańcz powtarzał za nim)

A później... później moją rolę przechwycił Tygrys :)
Szarańcz w ten prosty sposób zakumał że KAŻDY przedmiot ma swoją nazwę. Kuchnia już poszła bez latarki wystarczyło wskazać palcem, popukać w przedmiot.
Szampon

Stopień

Rakieta 
Efekt jest taki, że słownictwo łazienkowo- toaletowe Szarańcza jest bardzo rozbudowane :D

Ale najważniejsze jest to, że przestał nas gryźć i powoli ta mowa ruszyła.

Teraz wyciągamy wędzidełko, bo ma troszke za krótkie.

A napisałam ten tekst, bo wiem, że czytają blog trzy mamy borykające się z podobnym problemem. Może pomoże :)


  

5 komentarzy :

  1. Fajny pomysł z tą latarką :)

    OdpowiedzUsuń
  2. widzę że masz tysiące pomysłów , fantastyczne :)
    i dziękuję za radę wypróbuję na mojej 16mc córeczce

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że to świetna zabawa dla dzieci bez problemów z mową. Latarka nawet taka zwyczajna jest szalenie atrakcyjna

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieki serdeczne za te zabawe. U nas tez trudno bylo z rozruszaniem mowy...Leo ma dwa jezyki i taka latarka, zeby wesprzec polski bedzie jak ulal, czy jak uswiecil :-)

    OdpowiedzUsuń